Mój branżowy lifestyle.

Rzadko kiedy wylewam publicznie jakieś żale, ale tym razem czuję, że mam szansę zawalczyć o jakieś większe dobro. Spróbuję więc przelać burzącą się w moich żyłach krew na tych parę spokojnych akapitów.

O co chodzi?

Zacznę nieco od końca. Z racji tego, że Mój Mąż jest fanem uczenia się lub douczania z różnych kursów internetowych, również tych ogólnie dostępnych na YT, oglądam całkiem sporo ludzi z branży fotograficzno-filmowej z drugiej części półkuli ziemskiej. I zawsze jestem tak pozytywnie zaskoczona sytuacją, w której jeden świetny koleś z branży bardzo serdecznie wypowiada się o innym świetnym kolesiu z branży: podziwia jego prace, chwali warsztat a nawet się nim inspiruje. Co za skandal! Co za obyczaje! Przecież (o zgrozo!) wszyscy wiemy, że powinien obrobić mu tyłek, zgromić jego prace i udowodnić wszystkim, że jest lepszy, co nie?

 

A no właśnie…. nie!

Chociaż przyznaję ze wstydem, że sama wiele razy tak robiłam 🙁 I jest mi z tego powodu straaaasznie wstyd. Ale też trochę właśnie dzięki temu rozumiem mechanizm działający w takiej sytuacji:

  1. Klient wspomina o Twojej konkurencji.
  2. Ty myślisz: o matko! Muszę teraz zrobić WSZYSTKO, żeby wypaść lepiej!
  3. Dyskredytujesz wspomnianą konkurencję w oczach klienta (w Twoich własnych już wcześniej przecież był zdyskredytowany ;]) przez wykazanie wad i obśmianie wszystkich znanych wpadek.
  4. W efekcie Ty na takim tle wypadasz znacznie lepiej.

Tylko czy aby na pewno?

Nie wiem, czy znasz to uczucie, kiedy kolegując się z osobami A i B, nagle spotykasz osobę B, bez osoby A i ta osoba B, najzwyczajniej w świcie, obgaduje osobę A a Ty się śmiejesz, bo to w sumie śmieszne jest i przewracasz oczami i czujesz się spoko, dopóki chwila trwa. Ale potem osoba B sobie idzie a Ty zostajesz z niepokojącym przeczuciem, że ona zaraz spotka osobę A i będzie się z nią śmiała z Ciebie.

Znasz to, prawda?

To działa identycznie w przypadku obrażania konkurencji, czy już absolutnie nie daj Boże, innych Klientów. Ten, z kim właśnie rozmawiasz, zostanie z nieokreślonym niepokojem, że przy następnym kliencie ten, z kim się śmiałeś, stanie się automatycznie tym, z kogo się śmiejesz.

 

 

A to już jeden spory „fakap”

Drugi jest taki, że w biznesie obgadywanie innych jest po prostu w złym tonie. Nie mówienie w ogóle – jest OK. Mówienie dobrze jest obrazem pewności siebie i poczucia własnej godności, bez potrzeby łechtania swojego ego dobijaniem innych. I w moim odczuciu to jest super. Już pomijam w ogóle kwestię, że tak jest po prostu po chrześcijańsku, bo nie dla każdego wartości chrześcijańskie mają jakiekolwiek znaczenie w życiu codziennym i już na pewno nie w biznesie 😉

I to naprawdę nie znaczy, że ja od teraz już na zawsze obiecuję mówić tylko dobrze o innych. Chciałabym. Staram się. Ale jestem tylko człowiekiem, czasem mnie też ponosi i upadam. I chociaż moim marzeniem jest odpowiadać na tego typu zaczepki zawsze z podziwem: „Oooo Pan X/Pani Y? To świetni fachowcy w swoim stylu!”, to też czasem wychodzi mi to kwadratowo i podłużnie. I potem zostaję sama z poczuciem niesmaku wobec siebie. I szczerze teraz przepraszam każdego, kogo moje złe słowo mogło dotknąć lub jakkolwiek mu zaszkodzić.

Tym nie mniej.

 

Gdy dociera do mnie, że ktoś z branży odnosi się do mnie/o mnie co najmniej słabo… oczywiście w pierwszym odruchu krew mi się w żyłach ścina i mam ochotę iść prosto na niego z mieczem odwetu. Ale potem sobie myślę, że… po prostu że nie. Bo zło, które człowiek czyni świadczy zawsze o człowieku je czyniącym a nie o tym, któremu to zło wyrządzono. I powiem Wam, że za każdym razem, gdy uda mi się odnieść takie małe zwycięstwo nad samą sobą, mam wrażenie, że mój świat rośnie, rozciąga się, poszerza. I nagle znajduje się w nim miejsce i dla Fotografa Kowalskiego i dla Fotografki Iksińskiej i dla wielu innych, których obecność ani mi nie uwłacza, ani nie przeszkadza. A w zasadzie to wręcz przeciwnie: mogę się od nich uczyć, podziwiać ich, inspirować nimi. I byłoby po prostu wspaniale (żeby nie powiedzieć „idealnie” 😉 ) gdyby to działało też w drugą stronę 😉

Szalom! 😉

PS. Żeby nie było nudno i sam tekst tylko, to pozwoliłam sobie oprawić go zdjęciami z różnych sesyjnych i ślubnych przygotowań, czyli właśnie tego momentu, w którym plotki i ploteczki wychodzą najlepiej 😉