Mam ogromne szczęście i zaszczyt być kimś w rodzaju fotografa kobiecego. Przy czym moją szczególną grupą odbiorców są kobiety dojrzałe. Przynajmniej po 30.roku życia. A im bliżej 40-tki tym lepiej ? Dlaczego?
Z jednej strony oczywiście łatwiej fotografuje się młode dziewczyny, z ich młodymi, prężnymi ciałami, buziami gładkimi, jak pupcie niemowlaków, płaskimi brzuchami i oczami nie naznaczonymi czasem, stresem i zmęczeniem. Chyba trudno tutaj  dyskutować…?
To jedna strona medalu. Druga jest taka, że odbiorcy galerii fotograficznych również takich zdjęć szukają na mojej stronie. Byłoby łatwizną podsuwać im same takie zdjęcia i same takie pyszne wizualnie kąski. Miałabym pewnie ze 2-3 razy wejść na stronę więcej…

ALE!
Po pierwsze – nie jestem typem człowieka, który idzie na łatwiznę: tak w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Raz, że piękno jest kwestią gustu: jednym się podoba jedno, innym drugie a trzecim nic się nie podoba ? Dwa… Mam taką swoją teorię…
Kobieta około 40-tki nabiera innego piękna, niż takie oczywiste, powierzchowne. Świadoma swojego ciała, swoich atutów i niedociągnięć (które oczywiście zna tylko ona sama ? ) potrafi zachowywać się przed obiektywem, jak zawodowa modelka: Wie jak stanąć, żeby pokazać to, co ma do pokazania i ukryć to, czego pokazywać nie chce. Rozumie inaczej, wie bardziej.

Poza tym – umówmy się! Ciało kobiety około czterdziestoletniej dzisiaj, to nie to samo, co ciało kobiety czterdziestoletniej jeszcze jakieś 30 lat temu! Dzisiaj jest o wiele bardziej zadbane, energiczne i powabne. Wynika to ze zmiany nie tylko ekonomicznej ale i mentalnej, z jaką zmierzyły się w pewnym momencie wszystkie Polki. To raz. Dwa: zmieniło się podejście społeczne do nagiego (a przynajmniej półnagiego) ciała: dzisiaj nawet nie zauważamy ile gołego ciała dookoła nas, nie razi nas to, nie bodzie w oczy, nie wywołuje skandali ? Dlatego łatwiej zdobyć się na przygodę w postaci sesji. A ja nigdy nie zmuszam do rozbierania się – to wbrew mojej filozofii. Za to zachłannie chwytam tyle, ile Kobieta sama zechce odsłonić ?


I jest jeszcze coś: fragment duszy, który spoziera na mnie z tych szeroko otwartych oczu. Nieśmiałość została na półce razem z zaręczynowym pierścionkiem. Lęk o to, czy wyjdzie dobrze na zdjęciu walczy z chęcią (żeby nie napisać „potrzebą”) pokazania siebie, swojego wnętrza, innej siebie: tej silnej, walecznej, odważnej i z temperamentem. W tych oczach są emocje, przeżycia, całe historie życiowe, półsłówkami zdradzane przy lampce wina. Stykanie się z takim spojrzeniem jest przeszywające, dreszczogenne. Ale… uwierzcie mi…. Można się od tego uzależnić!